Trendy w sieci

Facebook w Australii – co się dzieje?

Sieci społecznościowe spotykają się z coraz ściślejszą kontrolą. Wielkie kampanie dezinformacyjne wykorzystujące portale społecznościowe doprowadziły do ataków terrorystycznych i pogorszyły pandemię COVID-19. W odpowiedzi rządy państw z całego świata przygotowują ustawy mające na celu zmniejszenie wpływu platform takich jak Twitter czy Facebook.

W zeszłym tygodniu zaskoczyła nas wiadomość związana z tymi działaniami: Facebook ograniczył dostęp do platformy w Australii. Australijscy użytkownicy nie byli w stanie prowadzić interakcji z żadnymi wiadomościami na platformie.

Co się stało? Dlaczego akurat Australia? Postaramy się wyjaśnić.

Relacja Facebooka z mediami

Jak już wspomnieliśmy, kraje na całym świecie pracują nad ustawami regulującymi wpływ gigantów technologicznych i sposoby w jakie mogą operować.

W Australii ogłoszono projekt ustawy który systematyzowałby relację wielkich firm technologicznych z agencjami prasowymi. Obecnie nie ma żadnych ograniczeń w dzieleniu się wiadomościami na sieciach społecznościowych – oznacza to, że wydawnictwa, agencje prasowe, stacje radiowe itd. nie otrzymują żadnej kompensacji za wykorzystanie ich treści.

To, rzecz jasna, przyczynia się do i tak już dramatycznej sytuacji w jakiej znajdują się media informacyjne. Spółki te nie są w stanie się utrzymać, ponieważ większość ludzi przyjmuje informacje z nagłówków w wynikach wyszukiwania Google lub na Facebooku. To, z kolei, doprowadza do sytuacji w której konieczne są paywalle i zmuszanie czytelników do płacenia za informacje które powinny być darmowe.

W międzyczasie, sieci społecznościowe które miały łączyć nas z naszymi bliskimi przeszły dramatyczną transformację. Dla wielu stały się głównym źródłem wiadomości, pomimo tego że platformy te nie produkują żadnych treści samodzielnie. Polegają więc na treściach zamieszczanych przez użytkowników, a ich algorytmy rekomendacji nie są w stanie odróżnić poważanego źródła wiadomości od portali publikujących fałszywe informacje.

Proponowana ustawa

Regulacje są więc konieczne. Projekt Australijskiej ustawy zakładałby wymóg licencjonowania informacji z wiarygodnych źródeł przez Facebooka i duże firmy technologiczne.

O ile Google praktycznie od razu przystosowało się do nowych wymogów, Facebook zdecydował się protestować. W środę, 17 lutego firma wypuściła komunikat w którym poinformowali o odcięciu użytkowników z Australii od jakichkolwiek treści informacyjnych.

Nieprzewidziane konsekwencje

Ta drastyczna reakcja spotkała się z szeroką krytyką. Blokada została zaimplementowana nieumiejętnie – jej ofiarą padły nie tylko źródła wiadomości, ale także instytucje państwowe takie jak straż pożarna czy służba zdrowia. Przez działania Facebooka ministerstwo zdrowia nie było w stanie informować użytkowników platformy o najnowszych wiadomościach na temat pandemii COVID-19.

Decyzja Facebooka pozostawiła również tysiące użytkowników z krajów w rejonie Pacyfiku bez ich głównego źródła wiadomości. W krajach tych znaczna część osób wciąż korzysta z telefonów “na kartę” z ograniczonymi pakietami danych. Operatorzy telefonii komórkowej często oferują tani lub darmowy transfer danych do Facebooka z racji na niesamowitą popularność platformy w regionie. Czyni to Facebooka pewnego rodzaju monopolistą na rynku wiadomości.

Facebook 1, Australia 0

Pomimo surowego podejścia do Facebooka, rząd australijski w końcu się ugiął. Projekt ustawy został zmieniony aby uwzględnić “uwagi” zgłoszone przez firmę. Po ogłoszeniu zmian blokada została zdjęta z platformy.

Sytuacja ta zapowiada nadchodzące walki prawne które giganci technologiczni będą musieli toczyć dookoła świata. Parlament Europejski już pracuje nad projektami cięższych ograniczeń dla mediów społecznościowych. Podobne działania mają miejsce w Kanadzie.

Poza walką z dezinformacją, tego typu ustawy pomogłyby wyrównać relację platform społecznościowych do mediów informacyjnych. Oryginalny projekt ustawy australijskiej zakładał wymóg podpisania umów licencyjnych przez firmy takie jak Facebook czy Google z wydawcami wiadomości – w ciągu 90 dni od wejścia ustawy w życie. W przypadku, gdyby nie udało się dojść do porozumienia w tym czasie, rząd wkroczyłby do akcji w roli arbitra.

Właśnie przeciwko temu arbitrażowi sprzeciwił się Facebook. W jego oczach, rząd zawsze stawałby po stronie mediów informacyjnych, co zmusiłoby platformę do ponoszenia większych kosztów za wiadomości, które obecnie są dużą częścią jej treści.

Za śladem pieniądza

I tu trafiamy do sedna sprawy. Pomimo powierzchownych deklaracji o potrzebie większego wpływu rządu na sieci społecznościowe, Facebook wciąż pozostaje korporacją. Jedynym celem korporacji jest powiększanie zysków swoich inwestorów.

Jeśli osoby na kluczowych stanowiskach w Facebooku chcą pozostać na swoich stołkach, muszą w dalszym ciągu przynosić maksymalną korzyść inwestorom. Każde zagrożenie dla zysków spółki traktowane jest zatem niezwykle poważnie – a większy nadzór państw nad platformą wiąże się z gigantycznymi kosztami. Jest zatem o co walczyć.

W raporcie przygotowanym dla portalu Diginomica, Stuart Lauchlan cytuje stanowisko wystosowane przez Facebooka Komisji Papierów Wartościowych i Giełd Stanów Zjednoczonych.

“Istnieje pewna liczba proponowanych ustaw w Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych – zarówno na poziomie pojedynczych stanów jak i federalnym – oraz w innych jurysdykcjach które mogłyby nałożyć nowe obowiązki lub ograniczenia w strefach dotykających naszych interesów, takich jak odpowiedzialność cywilna lub naruszenie praw autorskich. Dodatkowo, pewne państwa rozważają albo już wprowadziły ustawy nakładające na nas wymogi ochrony danych lub przechowywania i przetwarzania danych lokalnie lub inne tego rodzaju wymagania które mogą zwiększyć koszt i poziom skomplikowania sposobu dostarczania przez nas usług.”

W dużym skrócie: nadzór i regulacja zmusza Facebooka do dostosowania się do nowej sytuacji. Jest to kosztowny i pożerający czas proces który z pewnością ma wpływ na zyski. Z tego powodu zarówno kluczowy personel Facebooka, jak i inwestorzy w spółkę mają znaczny interes w tym, aby tego typu ustawy nie weszły w życie.

Nie ma znaczenia fakt, że obecny stan rzeczy i brak jakiejkolwiek kontroli nad sieciami społecznościowymi doprowadził do gigantycznych wycieków danych. Luźne – wręcz nieistniejące – podejście do weryfikacji treści zamieszczanych na tego typu platformach również miało zatrważające konsekwencje.

Wszyscy słyszeliśmy o szturmie na Kapitol Stanów Zjednoczonych szóstego stycznia. Wszyscy znamy kogoś kto “nie wierzy w pandemię”, pomimo tego że w Stanach Zjednoczonych właśnie przekroczyliśmy pół miliona ofiar COVID-19. Kraje “globalnego południa” codziennie mierzą się z przemocą na tle etnicznym ponieważ w regionach tych Facebook nie oferuje jakiejkolwiek moderacji.

Facebook stoi sam

Google było drugą wielką firmą technologiczną na którą wpłynęłaby nowa ustawa w Australii. Ich reakcja była jednak zgoła odmienna: praktycznie natychmiast podporządkowali się nowym regulacjom. Umowy z agencjami prasowymi i innymi mediami informacyjnymi zostały podpisane jeszcze w trakcie dyskusji nad projektem ustawy w parlamencie.

Bez innych korporacji przyjmujących postawę Facebooka, lobbowanie przeciwko bardziej surowej regulacji stanie się dla Marka Zuckerberga coraz trudniejszą walką. O ile mógł wymusić zmianę decyzji w Australii, region Pacyfiku to jednak mały odsetek użytkowników Facebooka. 

Czy da radę skutecznie postawić się Kanadzie? Azji? Unii Europejskiej?

Pewne jest jedno: “dziki zachód” sieci społecznościowych dobiegł końca. Pierwsze oznaki jego nadchodzącej śmierci mogliśmy zobaczyć w 2018 roku, kiedy skandal Cambridge Analytica doprowadził do silnej regulacji w postaci ustaw takich jak RODO. Wprowadzenie silnej regulacji nad sieciami społecznościowymi zawsze było nieuniknione. Jedyną niewiadomą było tylko ile szkód zostanie wyrządzonych po drodze.