Trendy w sieci

Donald Trump oznaczony jako „fake news” przez Twittera

Stała się rzecz niesłychana – podczas wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, obecny prezydent Donald Trump został oznaczony przez Twittera jako źródło “fake news”.

Tegoroczne wybory były jednymi z najbardziej zaciekłych w historii – pomimo, że odbyły się we wtorek, liczenie głosów zajęło prawie cały tydzień. Ostateczne wyniki poznaliśmy dopiero w weekend. Kiedy tylko projekcje wyników zaczęły przeważać na korzyść Joe Bidena, prezydent Trump udał się na Twittera.

Twitter zrobił wtedy rzecz bez precedensu: tweet prezydenta został natychmiast oznaczony jako “wprowadzający w błąd”. Nie zraziło to Trumpa, który spędził resztę tygodnia rzucając bezpodstawne oskarżenia, które Twitter konsekwentnie flagował.

Pan Trump idzie na Twittera

Według Twittera, jest to działanie zgodne z ich Civic Integrity Policy. Wpisuje się też w ich ciągła walkę z dezinformacją na platformie – jest jednak sprzeczne z ich dotychczasowym traktowaniem “tweetującego prezydenta”.

Każdy, kto chociaż przez chwilę śledził poczynania administracji Trumpa doskonale wie, jak bardzo prezydent USA ceni sobie Twittera. Często publikuje on posty do późna w nocy. 

Nie można zaprzeczyć – jego obecność w mediach społecznościowych to istotny fundament zarówno jego kampanii prezydenckiej z 2016 roku, jak i jego prezydentury. Miało to istotny wpływ na sposób prowadzenia polityki na całym świecie – na całym spektrum sceny politycznej widać przywiązywanie coraz większego znaczenia mediom społecznościowym.

Wielu obserwatorów jednak zauważyło, że Trump notorycznie łamał zasady korzystania z Twittera. Do tej pory stanowisko Twittera twierdziło, że jego zachowanie podpada pod ich Public Interest Exception Policy – ponieważ jest głową państwa, prezentowanie jego tweetów leży w interesie publicznym, niezależnie ile zasad łamią.

W tym roku wiele platform społecznościowych podjęło zdecydowane kroki aby walczyć z rozprzestrzenianiem się fake newsów i dezinformacji. Działania te zostały uwarunkowane przede wszystkim pandemią COVID-19.

Twitter nie jest tu wyjątkiem – jednak stawia to platformę w trudnej sytuacji. Prezydent Trump ma wysoce udokumentowaną historię notorycznego kłamania – zarówno przed, jak i w trakcie jego prezydentury. Dziennik Washington Post obliczył, że Trump opublikował ponad 22,000 fałszywych lub wprowadzających w błąd wypowiedzi w ciągu niecałych czterech lat. Średnio 17 kłamstw dziennie!

Jak Twitter może walczyć z fake newsami, kiedy szóste największe konto na swojej platformie bez przerwy szerzy kłamstwa?

Twitter mówi: “Basta!”

Odpowiedzią było podejście kompromisowe. Trump może dalej publikować swoje wypowiedzi, ale platforma oznacza je jako “wprowadzające w błąd”, dołączając linki do niezależnych źródeł informacji.

Oczywiście, nie spodobało się to Trumpowi, który wciąż publikuje bezpodstawne oskarżenia o manipulację wynikami wyborów. Minął już prawie tydzień od publikacji wyników, a Trump wciąż twierdzi że wygrał – bez jakichkolwiek dowodów.

O ile podejście Twittera zostało ocenione dobrze, wielu komentatorów zwróciło uwagę, że ruch ten został podjęty zdecydowanie za późno.

Tagowanie wypowiedzi Trumpa jako dezinformację zaczęło się już na innych platformach: Facebook taguje posty Trumpa na temat wyborów jako wprowadzające w błąd. Spodziewa się, że inne platformy również pójdą w tym kierunku.

Nawet mainstreamowe media zaczęły stosować to podejście. CNN i MSNBC przerwały transmisję przemówienia prezydenta Trumpa kiedy tylko stało się jasne, że będzie dalej rzucał oskarżeniami bez dowodów.

Co zadziwiające, nawet Fox News – dotychczas postrzegane jako największy sojusznik mediowy Trumpa – przerwało transmisję konferencji prasowej w Białym Domu.

Na froncie walki z fake newsami – bez zmian

Wracając na moment do mediów społecznościowych – o ile dobrym krokiem jest tagowanie i ograniczanie zasięgów na postach pełnych dezinformacji, mechanizm jaki za tym stoi jest niejasny. Wydaje się, że na razie tagowanie postów wykonywane jest ręcznie przez ludzkich moderatorów.

To zwyczajnie nie wystarcza, kiedy mamy do czynienia z setkami milionów użytkowników danej platformy. Jest to też reagowanie na skutki problemu, zamiast zajęcia się przyczynami.

Dopóki nie pojawi się w pełni transparentny, zautomatyzowany mechanizm wykrywania i tagowania fake newsów, nie będziemy w stanie skutecznie walczyć z dezinformacją.

Obecnie nie możemy nawet użyć API Twittera, aby wykryć czy dany tweet został otagowany czy nie. Gdyby istniała taka możliwość, narzędzia takie jak SentiOne stałyby się nieocenioną pomocą w badaniu rozprzestrzeniania się fake newsów w czasie rzeczywistym. Bylibyśmy w stanie zapewnić wartościowe informacje socjologom i innym badaczom, którzy prowadzą walkę z dezinformacją.

Na razie jedyne, co nam pozostaje to stała czujność – weryfikujmy wszystkie informacje, jakie do nas płyną z mediów społecznościowych. Kroki podjęte przez Twittera i Facebooka to tylko początek długiej i trudnej drogi – i z zapartym tchem czekamy na dalsze osiągnięcia.

W międzyczasie zapraszamy do lektury naszego whitepaperu na temate fake newsów (w j. angielskim) oraz naszego case study teorii konspiracyjnej QAnon.