Case study QAnon – walka z fake newsami w 2020 roku
W ciągu ostatnich miesięcy największe sieci społecznościowe ogłosiły, że będą usuwać wszystkie treści związane z teorią spiskową QAnon ze swoich platform.
Dla wielu osób jest to krok w dobrą stronę, nawet jest nieco spóźniony. Czym jednak jest QAnon i dlaczego jest istotnym aspektem Amerykańskiej polityki?
Krótka historia QAnon
QAnon to skrajnie prawicowa teoria konspiracyjna zapoczątkowana na niechlubnym portalu 4chan. Wyewoluowała ona z wcześniejszych teorii spiskowych, takich jak Pizzagate i wykazuje podobne wątki.
Teoria opiera się na założeniu, że istnieje globalna siatka celebrytów i polityków zaangażowanych w satanizm i handel dziećmi. Według teorii, jedynymi siłami zaangażowanymi w walkę z konspiracją są prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump oraz “Q”, tajemnicza postać o rzekomym dostępie do danych ściśle tajnych.
Q komunikuje się ze swoją publiką poprzez “dropy” – krótkie, kryptyczne wiadomości na anonimowym forum dyskusyjnym 8kun. “Autentyczność” tych postów jest weryfikowana przy użyciu mechanizmu znanego jako “tripcodes”. Od początku konspiracji Q opublikował setki takich postów, zapowiadając nadchodzącą “Burzę” lub “Wielkie Przebudzenie”.
Teoria spiskowa twierdziła, że nastąpi seria wydarzeń, które udowodnią jej autentyczność. “Wyszło jak zawsze”, cytując klasyka – na Wikipedii znajdziemy wyczerpującą listę fałszywych informacji i niespełnionych przepowiedni. Są i “zwyczajne” przepowiednie – np. że Mark Zuckerberg odejdzie od Facebooka i ucieknie z kraju – do historii rodem z tanich powieści sci-fi: według Q, rząd Donalda Trumpa pracuje nad dostępem do technologii umożliwiającej podróże w czasie.
Wartym uwagi jest ferwor, jaki przejawiają osoby wierzące w tę teorię. W czerwcu bieżącego roku mężczyzna z Bostonu porwał swoją rodzinę, ponieważ był przekonany, że śledzi go “Deep State”. Sytuacja skończyła się długim pościgiem samochodowym streamowanym na platformach społecznościowych. Nikomu nic się nie stało, ale to nie jest jedyny incydent, do którego doprowadził QAnon.
Jak QAnon rozprzestrzenia się przez sieci społecznościowe
Na początku QAnon pojawiał się tylko na niszowych, anonimowych forach dyskusyjnych takich jak 4chan czy 8kun. Pojawienie się teorii na mainstreamowych sieciach społecznościowych przypisuje się trzem osobom, które zaczęły promować konspirację na portalach Twitter i YouTube. Teoria QAnon szybko znalazła sobie publiczność i zaczęła rozprzestrzeniać się na inne sieci społecznościowe.
W grudniu 2017 teoria spiskowa zaczęła pojawiać się w mainstreamowych mediach, popularyzowana przez skrajnie prawicowe osobistości takie jak Sean Hannity czy Alex Jones, który twierdził, że jest w “kontakcie bezpośrednim” z Q.
Kiedy teoria spiskowa zaczęła pojawiać się w mediach, nastąpił efekt lawinowy – istnieją teraz tuziny odłamów QAnon, które różnią się interpretacjami “dropów”.
Wzrost skrajnie prawicowego ekstremizmu doprowadził sieci społecznościowe do podjęcia zdecydowanych kroków mających na celu ograniczanie takich tendencji na swoich platformach. Głosy opowiadające się za takimi rozwiązaniami nasiliły się w ciągu ostatnich lat – zwłaszcza po strzelaninie w Christchurch. Sprawca tego ataku streamował go właśnie na Facebooku.
Platformy społecznościowe takie jak Facebook i Twitter zaczęły w tym roku podejmować kroki mające na celu ograniczanie rozprzestrzeniania się fake news i teorii spiskowych, w tym QAnon.
Powyższy wykres z SentiOne pokazuje ilość wzmianek na temat teorii QAnon na portalach Twitter i Facebook. Duży spadek w sierpniu i wrześniu tego roku można bezpośrednio przypisać staraniom sieci społecznościowych.
Twitter zaczął ograniczać rozprzestrzenianie QAnon już w lipcu, banując 7,000 kont. Platforma przewiduje, że pierwsza fala doprowadzi do zawieszenia 150,000 kont. Facebook skasował 1,500 grup powiązanych z QAnon; zmodyfikowali również swój algorytm rekomendacji, aby nie promował teorii spiskowych.
YouTube również zaangażowało się w walkę z QAnon – w poście na swoim blogu ogłosili, że nie tylko zmodyfikują algorytm rekomandacji, ale zmienią również swoją politykę dotyczącą mowy nienawiści i nękania aby uwzględniały teorie spiskowe i fake news. Inne sieci społecznościowe, takie jak LinkedIn, również idą za ciosem.
W odpowiedzi osoby wierzące w QAnon po prostu kryją swoje treści używając fraz kluczowych, które rozpoznają tylko inne osoby które “siedzą w temacie”. Mechanizm taki nazywa się dogwhistling – od gwizdków dla psów, które nie są słyszalne dla ludzkiego ucha. Sieci społecznościowe stoją zatem przed dużym wyzwaniem – jak wykrywać takie treści?
Walka z fake newsami w erze social medai
QAnon to tylko wierzchołek góry lodowej. Osoby wierzące w jedną teorię spiskową zazwyczaj wierzą też w inne: albo zaprzeczają istnieniu pandemii COVID-19, albo wierzą w płaską Ziemię, albo w szkodliwość sieci 5G, itd. Walka z rozprzestrzenianiem się fake newsów jest gigantycznym wyzwaniem.
Prowadzi to również do debat na temat wpływu, jaki media społecznościowe mają na nasze życie, oraz do jakiego stopnia należy je regulować prawnie. Takim dyskusjom możnaby poświęcić całe książki – pozostawimy więc czytelnika z zadaniem wgryzienia się w temat na własną rękę.
Nie można jednak zaprzeczyć temu, że media społecznościowe są głównym kanałem rozprzestrzeniania się fake newsów. Sposób, w jaki platformy te prezentują nam informacje (ilość, nie jakość), doprowadza do tego, że przyjmujemy tuziny, jeśli nie setki postów i tweetów każdego dnia. Kto z nas faktycznie zadaje sobie trud oceny krytycznej każdego postu, który czyta? Jak wiele informacji przyjmujemy bez jakiejkolwiek weryfikacji?
Nie trzeba daleko szukać przykładów – prawie każdy zna kogoś, kto nie wierzy w skuteczność maseczek podczas pandemii i chwali się tym w mediach społecznościowych.
Nie jest to jednak nowe zjawisko, za które odpowiedzialne są wyłącznie media społecznościowe. Naiwność jest częścią ludzkiej natury – historia pełna jest przypadków szarlatanerii i kłamstw przedstawianych jako prawda.
Co teraz
Media społecznościowe potęgują jednak problem – pozwalają dezinformacji rozprzestrzeniać się jak pożar w lesie. Nie można oczekiwać, że każdy post będzie poddawany weryfikacji – jest ich zwyczajnie za dużo.
O ile działania podejmowane przez sieci społecznościowe w odpowiedzi na teorię QAnon są bez wątpienia krokiem w dobrą stronę, nie rozwiąże to w całości problemu. Miną lata, może nawet dekady, zanim opracujemy skuteczną metodę walki z dezinformacją w sieci – a w międzyczasie, szkód będzie coraz więcej.
Dopóki nie znajdziemy panaceum na fake news, powinniśmy pamiętać o weryfikacji wszystkich informacji na jakie natykamy się w sieci. Jakiś czas temu opublikowaliśmy whitepaper na temat rozpoznawania i przeciwdziałania fake news – zapraszamy do lektury!